No i tutaj zaczął się problem.Ja nie chcę mieć więcej dzieci ,a mąż powiedział ,że jak skończę 40 lat to da mi spokój. Do 40-stki zostało mi 8 lat. Do tego czasu mogę miec jeszcze
Jestem "bezdzietną lambadziarą" i jest mi z tym świetnie. Dzieci nie mam i nigdy mieć nie zamierzam. Planuję za to głośno mówić o tym, jak ważny jest dostęp do legalnej aborcji. Nawet tej na życzenie. Przykro mi droga prawico, takich kobiet jest więcej. Nie mam męża ani dzieci i mieć ich nie zamierzam. Mam za to całkiem wygodne, dostosowane do własnych potrzeb życie, pracę, w której się spełniam i pasje, którym poświęcam swój wolny czas. Gdy jestem zmęczona, odpoczywam, gotuję, bo lubię, sprzątam, bo cenię sobie porządek. Bez presji i myśli, że wszystko to jest dla kogoś, bez kombinowania, jak ogarnąć dom, rodzinę i jeszcze jakoś znaleźć czas dla siebie. Chodzę po restauracjach, na drinki, do galerii sztuki. Nawet do kina czy na koncert wolę pójść sama, by bez przeszkód poddać się emocjom. Czasem uprawiam niezobowiązujący seks, mam swoich przyjaciół i swoje zasady. Niektórzy twierdzą, że nic nie wiem o życiu, że może powinnam sobie kogoś znaleźć, że dopiero jak urodzę dziecko, dowiem się, co jest ważne. Popularne w magazynie Ktoś nazwie mnie egoistką, inny wykrętem, kolejny bezdzietną lambadziarą. I wiecie co? Jest mi to zupełnie obojętne. Ani myślę swojego życia zmieniać, dostosowywać się do ogólnie przyjętych schematów i spełniać oczekiwań ludzi wokół. Ile razy zdarzyło Wam się słyszeć, że kobieta ma robić to, to i to? Stworzona jest do tego czy tamtego. Jej powinnością jest... Bardzo długo, od dzieciaka uczona byłam, że mam umieć gotować, upiec ciasto, posprzątać, że rodzina to najwyższa wartość, a najgorsze, co może mnie spotkać, to bycie starą panną i bezdzietność. Według słownika moich babć czy ciotek starą panną już jestem, a w dodatku w dupie mi się poprzewracało. Bo jak można nie wypełniać woli boskiej, nie marzyć o ślubie, nie płodzić "bąbelków"? To właśnie rodzenie dzieci zdaje się być dla wielu ludzi w Polsce najwyższą kobiecą powinnością. Ok, bycie matką może być piękne i dawać satysfakcję, okazać się pełnią szczęścia. Są kobiety, które o tym marzą, oddałyby wszystko za to, by zajść w ciążę, cieszą się macierzyństwem. Ale skoro one mogą wybrać taką ścieżkę, dlaczego ja nie mogę obrać innej? Seksu przed ślubem uprawiać nie można, bo grzech, ale jak już uprawiasz i wpadniesz: taka wola boska. Prezerwatywy czy inne formy antykoncepcji? Zło. Ale otwórz kalendarzyk i jak dzieci nie chcesz, to licz tak, żeby ich nie było. Aborcja? Grzech najcięższy, nawet jeśli masz urodzić dziecko bez czaszki. A jak już urodzisz, nie ważne, czy zdrowe, czy z wadami lub chore, zapomnij, że byłaś. Nie jesteś już Emilką. Teraz jesteś matką. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zdążył już ogłosić, że kobiety stworzone są do rodzenia, a nie robienia karier. W jego mniemaniu ja i inne podobne mi trzydziestolatki, bez rodzin i planów na rodziny zakładanie, jesteśmy degeneratkami niegodnymi szacunku. Żadne z nas patriotki, marne z nas Polki Ostatnio w rozmowie z jedną z "dzieciatych" koleżanek usłyszałam, jak wielkim bólem może być życie. Samotna matka, bez wsparcia, bez krzty wolnego czasu. Poszła do szkoły, by choć na chwilę wyrwać się z domu. Marzyła o tym, by przez badania przejść w szpitalu. Szwankowalo jej zdrowie, w szpitalach przez pandemię nie ma odwiedzin, a ona pragnęła tylko na chwilę uciec i pierwszy raz od dwóch lat się wyspać. Inna koleżanka, jeszcze z czasów studenckich, rzuciła naukę i wróciła do rodzinnego miasteczka po tym, jak zaszła w ciążę. Pamiętam, jak płakała, że świat jej się wali. Kolejna - obarczona złymi genami - przerażona była wizją urodzenia nieuleczalnie chorego dziecka. Gdy zaszła w ciążę, mówiła otwarcie - jeśli badania prenatalne wyjdą źle, zrobię aborcję, nie stać mnie na heroizm. Wtedy jeszcze miała wybór. Ostatnio w Polsce rozgorzał temat tego, czy każda kobieta powinna rodzić dzieci i co zrobić z tymi, które owych dzieci nie chcą. Wszystko za sprawą córki byłego prezydenta, celebrytki Aleksandry Kwaśniewskiej. Skończyła 40 lat, od dawna ma męża, a potomstwa ani widu, ani słychu. Ciągle dopytywana o to, kiedy dzieci i dlaczego jeszcze ich nie ma, nie wytrzymała. - Wiemy, że macierzyństwo jest ogromnie ważne dla wielu kobiet, ale to nie powód, by te, które dzieci nie mają, były albo ignorowane, albo zmuszane do wiecznego tłumaczenia się ze swoich życiowych decyzji - oznajmila w jednym z wywiadów. - Szanujmy wybory innych ludzi. Nic nam do tego - dodała. I niby wszystko, co powiedziała, jest zupełnie oczywiste, okazuje się jednak, że nie dla każdego. Są tacy, którzy do rodzenia najchętniej by kobiety zmusili. W imię własnych przekonań i bzdurnych racji. Protest kobiet w Warszawie fot. MAREK BEREZOWSKI/REPORTER Podobne scenariusze pisało życie, pisali też twórcy seriali czy powieści. Weźmy choćby jedną z popularniejszych w ostatnich latach produkcji “Opowieść podręcznej” na podstawie powieści Margaret Atwood. Kobieta zrównana została tam z inkubatorem, stała się maszynką do produkcji niemowląt. Nie trzeba jednak fikcji, by zobaczyć, do czego prowadzi zakaz aborcji oraz antykoncepcji i zmuszanie kobiet do rodzenia. Nicolae Ceauşescu - prezydent Rumunii w latach 1967 do 1989 - wymyślił sobie, że jego kraj stanie się potęgą. Dyktator miał ambitne plany - chciał doprowadzić do sytuacji, w której w 2000 roku na świecie żyłoby 25 milionów Rumunów. Zmienił prawo tak, by dzieci rodziło się jak najwięcej, - Nie ma w Rumunii miejsca dla kobiety, która nie jest matką - mówił. Rumunki rodziły, zmuszone przez prawo, a później swoje potomstwo porzucały. Młodych Rumunów było tak dużo, że sierocińce szybko się przepełniły, a maluchom zamiast imion, zaczęto nadawać numery. Powstały dwa odrębne kręgi piekielne - jeden to życie kobiet zmuszanych do rodzenia, drugi to życie dzieci, porzuconych, egzystujących w skrajnym ubóstwie, bez jakichkolwiek szans na godne życie. Wszystko w ramach chorej wizji dyktatora. Czy Polki czeka podobna przyszłość? Ekstremiści marzą o tym, by zakazać aborcji, ba, pojawiły się nawet pomysły zakazu antykoncepcji i… rozwodów. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, jeden z najbardziej kontrowersyjnych polityków PiS, zdążył już ogłosić, że “zakazuje dzieciom i młodzieży interesowania się seksualnością”, a kobiety stworzone są do rodzenia, a nie robienia karier. - Jak się pierwsze dziecko rodzi w wieku 30 lat, to ile ich można urodzić? To są konsekwencje mówienia kobietom, że nie muszą robić tego, do czego zostały przez pana Boga powołane - mówił swego czasu występując na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W jego mniemaniu ja i inne podobne mi trzydziestolatki, bez rodzin i planów na rodziny zakładanie, jesteśmy degeneratkami niegodnymi szacunku. Żadne z nas patriotki, marne z nas Polki. Jest XXI wiek, końcówka 2021 roku, świat od blisko dwóch lat zmaga się z pandemią, która pochłonęła już (według oficjalnych szacunków) prawie pięć milionów ofiar, po wybuchu wulkanu płoną Wyspy Kanaryjskie, za chwilę zaczną się coroczne pożary w Australii, pali się już nawet tajga, a to oznacza postępujące zmiany klimatu. Tymczasem w Polsce ludzie całą uwagę poświęcają temu, czy dwóch mężczyzn może tworzyć związek, a kobiety są pełnoprawnymi ludźmi i mogą decydować o sobie. Mija dokładnie rok, odkąd upolityczniony i - co tu dużo mówić - nielegalny Trybunał Konstytucyjny pod wodzą magister Julii Przyłębskiej - zdecydował, by zaostrzyć i tak już ostre prawo antyaborcyjne. Jeszcze niedawno mogłyśmy przerwać ciążę gdy padłyśmy ofiarą gwałtu, zagrażała naszemu życiu, lub płód był uszkodzony, a naszemu przyszłemu dziecku groziła nieuleczalna choroba i/lub kalectwo. Życie płodów okazało się jednak ważniejsze, niż życie kobiet i ostatnia przesłanka została Polkom odebrana. Wraz z wyrokiem Trybunału (nie)Konstytucyjnego świat wielu kobiet w Polsce się zawalił. Kto by jednak myślał o ich przyszłości, skoro udało się ocalić ileś zlepków komórek? Gabinety psychiatrów zapełniają się pacjentkami w tragicznym stanie psychicznym, przerażonymi wizją urodzenia dziecka z wadą letalną. W tej chwili wizyta u psychiatry to już ostatnia, jedyna szansa na legalne przerwanie ciąży w kraju. Pytanie tylko, dlaczego Polki najpierw muszą upaść na dno, doświadczyć głębokiej depresji, popaść w lęki, by móc poddać się zabiegowi i jakoś wracać do normalnego życia? Jarosław Kaczyński nazwał prezes TK Julię Przyłębską "towarzyskim odkryciem" fot. ANDRZEJ IWAŃCZUK/REPORTER Kobiety cierpią, osobiste tragedie przeżywają całe rodziny, a polscy politycy i działacze tak zwani pro life kpią i szykują nam jeszcze większe piekło. Dlaczego aborcją embriopatologiczną zajmował się Trybunał Konstytucyjny? Bo Jarosław Kaczyński i jego pobratymcy z PiS bali się załatwić sprawy w Sejmie. Później ten sam Jarosław Kaczyński splunął w twarz Polskim kobietom, oznajmiając, że “każdy średnio rozgarnięty człowiek może sobie aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej”. Wszak wcale nie chodziło o to, by kobiety nie robiły aborcji. Chodziło o to, by nie przeprowadzały jej w Polsce. Tymczasem wrota piekieł otwierają się na nowo, a polscy ekstremiści dokładają do pieca. 22 września Fundacja Pro złożyła w Sejmie projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Oficjalnie chcą ścigać “przestępców aborcyjnych”, w praktyce chodzi o to, by za przerwanie ciąży karać jak za morderstwo. W każdym możliwym przypadku, bez względu na okoliczności. Zagrożenie życia matki? Gwałt? Nic się nie liczy. Płód miałby zostać zrównany z człowiekiem, terminacja ciąży z zabójstwem. Ścigane byłyby same matki, jak i osoby pomagające im aborcję przeprowadzić. Ba, już nawet usuwanie płodu za granicą uznawane byłoby przez polskie prawo za przestępstwo. Czy właśnie ku temu dąży dziś PiS we współpracy ze wspominaną już Julią Przyłębską? To ona dopiero co orzekła, że polskie prawo stoi ponad prawem unijnym. Chwilę wcześniej Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której wezwał wszystkie kraje wspólnoty do zagwarantowania kobietom prawa do aborcji na życzenie. Nie ma mowy... takie rzeczy nie w Polsce. Jarosław Kaczyński splunął w twarz Polskim kobietom, oznajmiając, że “każdy średnio rozgarnięty człowiek może sobie aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej”. Wszak wcale nie chodziło o to, by kobiety nie robiły aborcji. Chodziło o to, by nie przeprowadzały jej w Polsce Czy PiS odważy się pójść dalej? A może po raz kolejny posłużą się “towarzyskim odkryciem” Jarosława Kaczyńskiego i to Julia Przyłębska zakaże aborcji w każdym możliwym przypadku? Póki projekt ustawy Fundacji Pro nie trafi pod obrady Sejmu, możemy czuć się stosunkowo bezpieczne. W Polsce prężnie działają organizacje, jak Aborcyjny Dream Team, czy Kobiety W Sieci - aborcja po polsku. Kobieta ciągle nie może być karana za terminację ciąży. Ciągle mamy prawo wybierać, możemy urodzić, lub zdecydować o aborcji. Zażyć pigułki poronne w domu lub wyjechać za granicę. Ba, inne kraje Unii Europejskiej wyciągają pomocne dłonie do pozbawionych praw Polek. Już zaraz po wyroku TK pomoc polskim kobietom oferowały Szwedki, teraz rząd Belgii zdecydował opłacać nam ewentualne zabiegi. Dlaczego jednak ciągle musimy szukać czegoś poza, bić się o własne prawa, naginać zasady? Gdy 22 października 2020 roku zapadł wyrok w sprawie aborcji, w Polsce szalała pandemia, a ja chora i uwięziona w kwarantannie, płakałam przerażona tym, co dzieje się w kraju. Niewiele później w rozmowie z przyjacielem wyznałam, że nie chcę mieć dzieci, nie tutaj, nie w kraju pełnym zakazów, pozbawionym jakiejkolwiek empatii. Spójrzcie tylko, nie można “zabijać” zarodków, ale dzieci-uchodźcy na granicy polsko-białoruskiej mogą umierać w męczarniach. Drodzy obrońcy płodów. Dziś kobiety są dużo mądrzejsze, wiedzą, jak wykonać aborcję, są zdeterminowane. Dziś zakaz nie sprawi, że ktoś do rodzenia kobietę zmusi. A jeśli będzie trzeba, znów się zorganizujemy, wyjdziemy na ulice i będziemy pomagać swoim “siostrom” w potrzebie. Każda władza kiedyś mija, Wy też miniecie.
"Tłumaczyłam mężowi, dlaczego nie chcę więcej dzieci" Marlena szczerze podchodziła do tego tematu i otwarcie opowiadała mężowi o tym, dlaczego nie chce mieć więcej dzieci. Jej argumenty do niego przemawiały: Mam bardzo wyrozumiałego męża. Zresztą on poznał moje rodzeństwo i widzi, jakie oni mają teraz problemu.

Na pytanie: „to kiedy kolejne”, bez wyrzutów sumienia i poczucia winy odpowiadają: „nigdy”. Asia Okuniewska, Kalina Możdżyńska, Demi Mae, Marta Kopacz, Aga Bilska i S. mówią, dlaczego po urodzeniu pierwszego dziecka nie decydują się na kolejne. Temat podsumowuje Magda Kostyszyn, czyli Chujowa Pani Domu. Najpierw są pytania: kiedy dziecko. A jak już się pojawi na świeci pierworodny(a), zaczynają się dociekania, kiedy kolejne. Albo nieproszone(!) rady, że rodzeństwo jest niezbędne do tego, by nie wychować egoisty. Zapewnienia, że jak jest więcej dzieci, to „same sobą się zajmują”. I ostrzeżenia, że na starość zostaniemy same i nikt nam nie poda przysłowiowej szklanki wody. Do moich rozmówczyń takie argumenty nie trafiają. Z pełną świadomością zdecydowały, że chcą być matkami jednego dziecka. Z różnych powodów. Ze względów zdrowotnych (choroby swojej albo dziecka), z powodu trudnego porodu czy jeszcze trudniejszych początków macierzyństwa, pełnych łez i poczucia bezradności. A także – i przyznają to szczerze, bez poczucia winy – ze względu na ich aktywne życie zawodowe, pasje czy po prostu chęć posiadania przestrzeni dla siebie, partnera i przede wszystkim dla dziecka, które już jest na świecie. Mają różne powody, ale łączy je jedno – nie czują się gorszymi albo niepełnymi mamami, bo mają „tylko” jedno dziecko. I nie chcą z tego powodu być oceniane czy odczuwać presji społecznej i kulturowej. Poznajcie ich punkty widzenia. Asia Okuniewska – mama małej Heleny, autorka popularnych podcastów: Tu Okuniewska i Ja i moje przyjaciółki idiotki, oraz idiotkowej książki Od początku wiedziałam, że chcę mieć tylko jedno dziecko. Mam starszą o 5 lat siostrę. Miałyśmy wspólny pokój, dzieliłyśmy 10 metrów kwadratowych i mimo wielu fajnych wspomnień, rodziło to między nami morze konfliktów. Każda z nas była na innym etapie rozwoju. Kiedy ja chciałam bawić się w szpital dla lalek, ona była w gimnazjum i żyła sprawami nastolatek, pierwszymi miłościami. Musiałyśmy „rywalizować” o przestrzeń. Posiadanie własnej przestrzeni, możliwość swobody w niej, prawo do decydowania o swoich rzeczach, a nawet o tym, jaki kolor będą miały ściany, czy jaki bałagan jest dla nas do zaakceptowania, a co sprawia, że czujemy się przytłoczeni, to coś, czego dorastając, nie miałam. Często się kłóciłyśmy, a rodzice pracujący na pełne etaty musieli się bardzo gimnastykować, żeby po powrocie do domu mieć siłę na rozwiązywanie naszych konfliktów. Czasem czułam, że nie mają już siły na poświęcenie nam fajnego czasu, bo trzeba ugotować obiad, zrobić zakupy, dopilnować lekcji. Mimo że fajnie wspominam to, że się sobie z siostrą zwierzałyśmy, że miałyśmy swoje sekrety i żarty, mam poczucie, że brakowało nam uwagi niepodzielnej rodziców, takiej 1:1. Nie chcę, by moje dziecko musiało rywalizować z kimś o uwagę, żeby coś mi w jego potrzebach umknęło. Wiem, że nie mam aż tak wielu emocjonalnych zasobów na to, żeby rozciągnąć dobę jeszcze bardziej i poza pracą, obowiązkami domowymi i budowaniem bliskości z partnerem i dzieckiem, dodać do tego jeszcze jednego malucha. Priorytetem rodzicielstwa jest moim zdaniem zbudowanie czułej, opartej na uwadze, szacunku i akceptacji relacji, a to wymaga nie tylko czasu i zaangażowania, ale też pracy nad sobą. Na facebookowych grupach dla mam rzadko spotyka się posty o tym, że rodzeństwo jest zgodne, fajnie się razem rozwija i wszystko jakoś się układa. Zazwyczaj czyta się o rywalizacji, zazdrości, dzieciach wyrażających złość z okazji pojawienia się rodzeństwa czy przechodzących bunt z tego powodu. Naczytałam się tego sporo i nie chcę mieć takich problemów. Uważam, że ludzie za mało otwarcie mówią o tym, jak wiele wysiłku wymaga stworzenie systemu rodzinnego, który uwzględnia potrzeby wszystkich domowników, i ile frustracji generuje rozczarowanie tym, że nasza wymarzona wizja bawiących się radośnie dzieci nie spełnia się. Nie zgadzam się na podejście, że „jedno się drugim zajmie”. Dzieci nie są od tego, żeby zajmować się swoim rodzeństwem. Dzieciństwo jest od bycia dzieckiem, a nie czyimś opiekunem. Nie trafiają do mnie argumenty, że jedynak nie będzie umiał się dzielić. Dzieci nabierają psychologicznie umiejętności dzielenia się, dopiero mając około 3-4 lata, a wtedy dziecko uczy się tego w przedszkolu. Nie rozumiem podejścia, że jedynak w obliczu choroby czy śmierci rodziców zostanie sam. Jeśli nauczymy go jak tworzyć i pielęgnować relacje z przyjaciółmi, uzyska od nich wsparcie w trudnych chwilach. Znam wiele trwałych przyjaźni, ale jeszcze więcej skłóconych na lata, nielubiących się braci i sióstr. Wolę pomóc dorastać jednemu dziecku, ale zrobić to najlepiej jak umiem, niż wypuścić z domu kilkoro dzieci z jakimiś deficytami. Po prostu nie umiałabym ogarnąć tylu żyć naraz. Podziwiam osoby, które to robią. Islandia, gdzie żyję, to w zasadzie same rodziny wielodzietne. Bardzo wspiera się tu rodziców, ale jednocześnie bez wywierania presji na posiadanie kilkorga dzieci. Popularne są rodziny patchworkowe, więc zawsze jest sporo kuzynostwa i przyszywanego rodzeństwa do zabawy. I tak też chciałabym wychować swoją córkę. W poszanowaniu tego, z kim chce się bawić i kogo wybierze za swoją „siostrę” czy „brata”, bo na mnie w tej kwestii liczyć nie może! Kalina Możdżyńska, mama Romka, projektantka graficzna Rodziłam naturalnie i choć nie mogę powiedzieć, że to była trauma, to nie chcę przechodzić tego drugi raz. Byłam zaopiekowana, miałam wsparcie położnej, partnera. Ale to 8 godzin było ciężkim fizycznym doświadczeniem. Pierwsze, co powiedziałam po porodzie, to „nigdy więcej”. Trudne były też pierwsze miesiące życia Romka. Choć mam mamę i partnera, którzy mi bardzo pomagają, to wpadłam w dół. Dopiero się z niego powoli wygrzebuję. Zobaczyłam, jak zmieniło się moje życie. I to jest dla mnie bolesne. Tęsknię za „tamtym” życiem. Lubię spokój, celebrowanie chwil. A dziś nie mam na to przestrzeni. Przyznaję otwarcie, bez wstydu czy poczucia winy, że nie radzę sobie, nie ogarniam. Robię nie to, co chcę, a to, co trzeba, a i tak jestem w wiecznym niedoczasie. Nieraz odczuwam kompleksy na tym tle i porównuję się z mamami, które sprawiają wrażenie bardziej ogarniętych. Tym bardziej nie chcę sobie podnosić poprzeczki. Czuję, że z dwójką dzieci byłoby jeszcze trudniej. Nie wyobrażam sobie tego. Raczej wolałabym zacząć ogarniać to, co mam teraz. Nie czuję potrzeby kolejnego dziecka. W ogóle długo zastanawiałam się nad pierwszym. Świat już jest przeludniony, a będzie gorzej. Jestem mamą krótko, wiem, że kobiety po 2-3 latach od urodzenia pierwszego dziecka zmieniają zdanie. To pewnie jeszcze przede mną, dlatego powtarzam partnerowi, żeby pamiętał, że nie chcę, gdyby mi się coś zmieniło. Bo pamięć wypiera to, co bolesne. Także ze względu na wiek (zaraz mam 40. urodziny) nie chcę przechodzić porodu ponownie. Kto mi poda przysłowiową szklankę wody na starość? To nie powód, by rodzić drugie dziecko. Od tego, które już jest, nie mogę tego wymagać. Może ono będzie na drugim końcu świata? To jest coś, co muszę sama sobie zorganizować, a nie oczekiwać od dziecka. Jeśli już coś do mnie przemawia, to raczej to, że fajnie mieć rodzeństwo. Wierzę w ważność rodziny, jestem z nią bardzo związana, mam świetne relacje z bratem. To co innego niż przyjaźń. Ale to za mało, by mnie przekonać. Nie widzę przestrzeni na zmianę zdania. Furtka jest zamknięta. Jestem pewna. Demi Mae, mama Kajetana, autorka bloga mieszka w Islandii Od początku obawiałam się porodu. Choruję na serce, jestem po dwóch operacjach. Ciążę znosiłam stosunkowo dobrze, ale musiałam podlegać częstej kontroli szpitalnej ze względu na sercowe dolegliwości. Dlatego zdziwiłam się, gdy lekarz kardiolog uznał, że mogę rodzić naturalnie. Nie pozostało mi nic innego, jak mu zaufać. Niestety, nie obyło się bez komplikacji. Ostatecznie i tak miałam cesarkę. Poród był wywoływany. Skurcze po paru godzinach od wzięcia tabletki. Ból niemiłosierny. Po ponad dwudziestu godzinach byłam wykończona i przerażona. W końcu przewieziono mnie na salę operacyjną. Łożysko przestawało pracować. To był ostatni moment na urodzenie dziecka. Znieczulenie, które mi zaaplikowano, okazało się za słabe. Poczułam skalpel. Ledwie udało mi się powiedzieć o tym lekarzowi. Dostałam narkozę. Na świat przyszedł Kajtek. Miałam być wybudzana po paru godzinach, ale nie minęła jedna, a otworzyłam oczy. Leżałam sama, bez męża. Nie wiedziała nawet, jak zakończył się poród. Ból w okolicach brzucha był tak ogromny, że lekarze sprawdzali, czy nie mam krwotoku wewnętrznego. Minęły tygodnie, zanim zaczęłam normalnie funkcjonować i samodzielnie opiekować się dzieckiem. Stan po porodzie był dla mnie trudny i bolesny. Nigdy więcej nie chcę ponownie tego doświadczać. Boję się. Znaczną część dnia przeznaczam na pielęgnowanie pasji, rozwój osobisty i pracę. Mam to szczęście, że pracuję „na swoim”, mogę się dostosowywać do Kajetana i jego potrzeb. Ale nie zawsze jest łatwo. Raz jest rutyna, raz nie. Uczę się grać na skrzypcach, szlifuję trudny język islandzki, przygotowuję się do kolejnych studiów. Nagrywam płytę, piszę teksty. Piszę też przewodnik geoturystyczny o Islandii, prowadzę bloga, robię fotografie, nagrywam vlogi na dwa kanały. W związku z chorobą serca muszę też dbać o kondycję fizyczną, mam czasochłonne treningi, spotkania z fizjoterapeutą. To wszystko pochłania ogromną ilość czasu i energii, a w tym wszystkim chcę mieć swobodę bycia mamą. Mamą, której dziecku nie brakuje. Przy kolejnym dziecku musiałabym zrezygnować z wielu rzeczy, które dają mi poczucie spełnienia. Rola mamy jest najpiękniejszą, jaką mam, ale nie jedyną, w której lubię być. Kajetan jest coraz bardziej samodzielny. Wracamy z mężem do rzeczy, które robiliśmy przed pojawieniem się synka na świecie. Ostatnio pojechaliśmy w trójkę pod namiot. Rozbiliśmy się u podnóża islandzkich gór i lodowca. Nie musieliśmy przejmować się porami karmienia, spania, czy przewijaniem. Mamy z Kajetankiem tak poukładane życie, że jesteśmy szczęśliwi, spełnieni, niczego nam nie brakuje. Może nieco czasu dla samych siebie. Na upartego to do zrobienia, ale o wyjściu na randkę możemy pomarzyć. Chyba, że przyleci do nas babcia z Polski. Aga Bilska, mama Edka, fotografka Zastanawiałam się, czy w ogóle chcę mieć dziecko. Długo nie czułam instynktu macierzyńskiego. Najważniejsza była dla mnie relacja z partnerem. Życie we dwójkę było dobrem i jakością samą w sobie. Z czasem doszły coraz bardziej świadome, dojrzałe poglądy. Uważność na ekologię i problemy, z jakimi zmaga się współczesna cywilizacja. Silne przekonanie, że ludzi na świecie jest po prostu za dużo. Kończą się zasoby, dostęp do czystego powietrza i wody. Coraz gorszej jakości jedzenie. Problemy z migracjami politycznymi i klimatycznymi. Serio, tak niewiele osób się nad tym zastanawia. Decyzja o dziecku była świadoma i przyszła naturalnie. Byliśmy ze sobą 15 lat. To był kolejny etap wspólnego życia. Ciąża nie była łatwa. Mam chorobę Leśniowskiego-Crohna, co wiązało się z podwyższonym ryzykiem, dodatkowymi badaniami i zagrożeniami. Mieliśmy szczęście. Wszystko poszło dobrze. Kiedy Edek przyszedł na świat, byłam na haju. Czułam, że mogłabym urodzić jeszcze czwórkę dzieci pod rząd. Ale to uczucie trwało chwilę i było szybko studzone racjonalnymi argumentami. Również ekonomicznymi. Dostrzegłam, że dopiero kiedy zostałam mamą, w oczach niektórych ludzi, zwłaszcza starszych, „nabrałam wartości”. Byli nawet tacy, którzy dopiero wtedy w ogóle mnie zauważyli. Strasznie mnie to zdenerwowało. Marta Kopacz, mama Franka, autorka bloga Są dziewczyny, które od małego bawiły się w dom, woziły lalki w wózkach. Ja nigdy nie przepadałam za dziećmi. Nie interesowało mnie macierzyństwo. Na pewnym etapie życia poczułam „to”, zapragnęłam zostać mamą. Jednak już będąc w ciąży, wiedziałam, że na jednym dziecku się skończy. Podczas USG najbardziej interesowało mnie, czy tam bije jedno serduszko. Nie wstydzę się tego. Nie byłabym szczęśliwa, gdyby były dwa. To nie jest moje życiowe powołanie. Nie czuję się z tego powodu gorszą mamą. Wręcz przeciwnie! Mam więcej czasu, energii dla syna. Chcę poświęcić się mu w 100 procentach. Poznałam smak macierzyństwa, skanalizowałam moją miłość. Doświadczyłam jednak oceniania. Odbierano mi prawo do czucia się zmęczoną, sfrustrowaną. „Masz jedno dziecko i jeszcze babcia ci pomaga, co ty wiesz o życiu”. Gdybym miała więcej dzieci, zobaczyłabym, czym jest życie. W dupie mi się poprzewracało, skoro przy jednym dziecku czuję się zmęczona. Jestem leniwa, egoistyczna, wygodnicka. Nie czułam smutku. Raczej złość. Szybko nauczyłam się ucinać temat. Jasno stawiać granice. Mój wybór i nikomu nic do niego. To odbiera broń, kończy dyskusję. Niektórych się nie zmieni. Ale jeśli wyczuwam przestrzeń do rozmowy, próbuję prostować mity. Jedynak nie musi być egoistą, wszystko zależy od wychowania. Mając trójkę dzieci, możemy wychować trzech egoistów. Samotność, brak socjalizacji? Jestem jedynaczką i nigdy nie czułam się samotna. Całymi dniami bawiłam się na podwórku z bandą dzieciaków. Mój mąż, też jedynak, podobnie. Ani jemu, ani mnie nie doskwierał brak rodzeństwa. Wychowałam się w wielopokoleniowym domu, pełnym ludzi. Miałam ich raczej przesyt niż niedobór. Wizja noworodka w domu przeraża mnie. Nie chciałabym tego drugi raz przechodzić. I nie boję się tego, że nie dałabym rady. Ale nie miałabym z tego takiej radości, jak za pierwszym razem. Zatopiłam się w macierzyństwie na full etat i pewnie zrobiłabym to za drugim razem. Ale wtedy nie dałabym pierwszemu dziecku, tyle, ile mogłam dać. Nie pomogłabym mu w jego problemach na takim poziomie jak teraz. Wychwytuję problemy wcześniej niż rodzice, którzy mają więcej dzieci. A przecież moje dziecko jest zdrowe. Mam znajomych, którzy wychowują dzieci przewlekle chore. I choć są najlepszymi rodzicami na świecie, starają się, to ich uwaga koncentruje się przede wszystkim na chorym dziecku. Pozostałe są nieco odsunięte. Co by było gdybym to ja była w takiej sytuacji? Nie chcę myśleć. Dziś jestem świadoma też swoich potrzeb. To nie jest lenistwo czy wygodnictwo. Nie widzę nic złego w tym, że kobieta chce mieć czas i przestrzeń dla siebie. Chrońmy się przed słowną agresją innych. To wprowadza mętlik w głowie. Słuchajmy swojej intuicji i serca. S., mama, medyk, zdecydowała się odpowiedzieć anonimowo. Czy można pragnąć kolejnego dziecka, a jednocześnie świadomie podjąć decyzję, by jednak go nie mieć? Nigdy nie myślałam, że stanę przed takim wyborem. Ale kolejnego dziecka mieć nie będę. Jestem medykiem. Pracowałam na pediatrycznym bloku operacyjnym. Robiliśmy operacje onkologiczne. Po ciężkich zabiegach wracałam do domu i cieszyłam się, że moje dziecko jest zdrowe. Jednak to cierpienie prześladowało mnie w pracy. Po nocach śniły mi się koszmary, że moje dziecko będzie miało nowotwór i będzie musiało przechodzić te wszystkie skomplikowane i nieprzyjemne procedury. Do końca życia będę pamiętać dziecko, które przechodziło kolejny zabieg usunięcia tkanki guza. Pamiętam blizny na klatce piersiowej, ślady poprzednich operacji. I nigdy nie zapomnę krzyku rozpaczy tego dziecka. Po wybudzeniu z operacji płakało, błagało o śmierć. Pamiętam też mój poród. Radość, nie tylko moją, ale pozostałych mam na sali. Zapamiętałam drobną blondynkę, uśmiechniętą i szczęśliwą, że urodziła zdrowe, piękne dziecko. Utrzymywałyśmy kontakt przez jakiś czas. Po paru miesiącach okazało się, że jej dziecko nie rozwija się prawidłowo. Zdiagnozowano niedorozwój fizyczny i psychiczny. Dziecko nigdy nie będzie samodzielne. Wymaga rehabilitacji i całodobowej opieki do końca życia. Pamiętam jak z ulgą pomyślałam: dobrze, że u nas wszystko w porządku. A potem ja zaczęłam chodzić z dzieckiem po lekarzach. Wykluczano kolejne choroby: alergie, niedoczynność tarczycy, celiakię, niedobory odżywiania, niedoczynności przysadki… Hospitalizacje, badania, pomiary…. Słyszałam: „Daj spokój, nie męcz dziecka, rozwija się prawidłowo. A że niskie? Odstaje od grupy wzrostem? Ma czas, nadgoni”. Moja dociekliwość „opłaciła się”. Pojawiło się podejrzenie choroby genetycznej. Zdiagnozowano guz układu nerwowego. W tylnym dole czaszki urosło coś o średnicy 3 cm. Nie wiadomo co. Biopsja niediagnostyczna i dalsza niepewność. Decyzje pozostawiono nam, rodzicom. Czekać i obserwować czy usunąć. Żadna opcja nie była dobra. Dziś, gdy opowiadam o tym, dlaczego nie będę mieć więcej dzieci, mija pierwsza doba po zabiegu usunięcia guza. Zostaje czekanie. Czy będą deficyty neurologiczne? Czy będzie potrzebna rehabilitacja? Czy dziecko wróci do normalnego funkcjonowania? Czy podjęłam z mężem słuszną decyzję? Nie wiem. Jak się czuję? Nie wiem. Czy wezmę zwolnienie? Nie wiem. Czy planuję urlop w tym roku? Nie wiem. Czy można mi pomóc? Nie wiem. Od momentu diagnozy moje życie zmieniło się w jedno wielkie „nie wiem”. Ale wiem jedno. Nie będę w stanie podjąć ryzyka i narazić kolejnego życia na ból i cierpienie związane z chorobą. Nie będę mieć kolejnego dziecka. Coś dla Ciebie Magda Kostyszyn, mama Niny, autorka fanpage’a Chujowa Pani Domu i książki „Też tak mam!” W naszym społeczeństwie jest niewyobrażalna presja na posiadanie potomstwa. Każda heteronormatywna para, która jest po ślubie lub wchodzi w wiek, który sugerowałby ustatkowanie się, jest oceniana. Przez znajomych, sąsiadów, rodzinę. Jeśli nie mają dzieci, to coś z nimi nie tak. Albo nie mogą, albo jakieś z nich dziwaki, egoiści i karierowicze. Nie jest jednak tak, że presja kończy się, kiedy już się na dziecko zdecydujesz. Wtedy świat daje ci maksymalnie dwa lata na wzięcie głębszego oddechu, po czym powraca z serią pytań: kiedy kolejne? Chcielibyście mieć teraz dziewczynkę/chłopczyka? Dziecko musi mieć rodzeństwo, nie bądźcie egoistyczni, pomyślcie o jego przyszłości… Drodzy rodzice, pytania: kiedy następne dziecko są równie nie na miejscu, jak pytania o ciążę. Nie musicie na nie odpowiadać. A jeśli już chcecie, na pytanie: „TO KIEDY DRUGIE?” odpowiadajcie z uśmiechem na ustach: „NIGDY”. Bez tłumaczenia się. I bez wyrzutów sumienia, że nie spełniacie czyichś oczekiwań. Mamy jedynaków, jesteście tu? Dajcie znać, jak Wy patrzycie na ten temat. Coś dla Ciebie Coś dla Ciebie

Anna Rusak, 13.08.2021 03:12. Ostatnio na InstaStories Weronika Truszczyńska poruszyła temat nieposiadania dzieci. Podzieliła się swoimi przemyśleniami, a my chcielibyśmy je przywołać, bo uważamy, że to bardzo ważny i potrzebny głos, który może niektórym trochę otworzyć oczy. Posiadanie dzieci - niby "oczywista" sprawa. Data utworzenia: 15 czerwca 2012, 11:44. Tom Cruise uważany jest za wzorowego i troskliwego ojca. Aktor jednak nie zamierza po raz czwarty zostać tatą Tom Cruise i Suri Foto: Splash/East News Tom Cruise ma dwójkę adoptowanych dzieci ze związku z Nicole Kidman oraz biologiczną córeczkę Suri z Katie Holmes. Aktor zdradził w wywiadzie, że nie zamierza powiększać swojej rodziny. – Jestem w zupełności szczęśliwy, mając trójkę. Cieszę się każdą sekundą spędzaną z Suri. Ogromną radość przynoszą mi też moje udane relacje ze starszymi dziećmi. Na obecną chwilę nie zamierzam tego zmieniać. Nie chcę mieć więcej dzieci – powiedział Tom. Zobacz także Ciekwae co na to jego ukochana? /8 Splash/East News Tom Cruise jest szczęśliwym tatą /8 Splash/East News Tom Cruise ma troje dzieci /8 Splash/East News Tom Cruise jest wzorowym ojcem /8 Splash/East News Tom Cruise nie chce mieć większej rodziny /8 Splash/East News Tom Cruise ma dwoje adoptowanych dzieci /8 Splash/East News Tom Cruise z chęcią zajmuje się małą Suri /8 Splash/East News Tom Cruise jest przystojnym ojcem /8 Splash/East News Tom Cruise opiekuje się swoją córeczką Suri Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Osoby nie chcące mieć dzieci NIE SĄ NIEDOJRZAŁE, chyba że taki pogląd wyrobi sobie 12-latka z biegiem mody, który zmieni po dwóch miesiącach. Ja na przykład- nie chcę mieć dzieci, bo wiem, że się nie nadaję na matkę. No nie nadaję się i już- nie mam cierpliwości, wyrozumienia, miłości i przywiązania do dzieci, tak samo Tytuł tego wpisu jest przewrotny, bo w zasadzie to chcę mieć dzieci. Nie zaraz, nie wiem czy za rok czy za więcej niż rok, ale sama idea kształtowania małego człowieka i przyglądania się jego dorastaniu wydaje mi się czymś raczej interesującym. Poza tym dzieci są słodkie, kiedy śmieją się do obcych w autobusie i można im kupować te wszystkie rzeczy z Disney Store, które samemu chciałoby się mieć ale jakoś głupio wydać tyle szmelcu na lalkę Hana Solo. Tak więc ogólnie jestem jednak nie do końca mam ochotę je mieć. Nie jest to kwestia pieniędzy czy kariery. Zdążyłam być w Paryżu, a do Tokio boję się lecieć, więc też nie to. Bardziej niż utraty niezależności obawiam się psychozy towarzyszącej obecnie posiadaniu się to jedna z podstawowych funkcji życiowych. Ale chyba nawet seks nie powoduje takiej ekscytacji, co temat posiadania dzieci. Nie widziałam jeszcze, żeby celebryta po utracie dziewictwa decydował się nagle na wypuszczenie ekskluzywnej linii prezerwatyw albo założenie portalu o tematyce erotycznej. Albo żeby ktoś dodawał na blogu zakładkę o seksingu. Żeby trwała ogólnopolska dyskusja czy uprawianie seksu na stole w restauracji jest bezczelne czy mnie wizja, że decydując się na dziecko nie jesteś już tą samą osobą co dotychczas, pełniącą dodatkowo ważną funkcję rodzica dla małego kochanego człowieka. Nie możesz oczywiście być tą samą osobą, bo NIE MASZ POJĘCIA JAK CI SIĘ WSZYSTKO ZMIENI JAKIE TO UCZUCIE JAKA MIŁOŚĆ TOTALNA ZMIANA WARTOŚCI TRZEBA ZOSTAĆ MATKĄ ŻEBY COKOLWIEK ZROZUMIEĆ. Z czym jak z czym, ale z wartościami rozstawać się nie chcę. I już mniejsza z tym, żeby mieć czas dla siebie, ale NA NIC, NA NIC NIE MASZ CZASU, PRZEKONASZ SIĘ, JESZCZE ZOBACZYSZ. No jak na nic, to musi być naprawdę bardzo i stare dobre czasy minęły. Mentalność klucza na szyi i wołania do mamy, żeby rzuciła z balkonu dwa złote odeszły do lamusa. Wiele z najlepszych momentów dzieciństwa wydarzyło się, kiedy byłam bez rodziców. Kiedy w wakacje przechodziłam przez płot zamkniętego przedszkola, napychałam kieszenie mirabelkami, a potem babcia dziwiła się skąd w kieszeniach dżem. Kiedy rodzice szli na basen, a ja sama oglądałam na video Godzillę. Kiedy spadłam z drabinek i przecięłam sobie wargę, a całe podwórko eskortowało mnie do domu. Kiedy wywaliłam się na rowerze i rozbiłam kolano, tydzień przed komunią. Nie chciałabym robić dziecku krzywdy i odbierać mu tych wspaniałych momentów, oferując zamiast nich stały dozór na wyrafinowanym, ale jednak lamerskim placu zabaw. Ale jednocześnie nie chciałabym go zaniedbywać, wystawiać na żer pedofilii, karteli narkotykowych i innych gdyby tak można było po prostu mieć dzieci, bez całej tej filozofii i parentingu. Taka retro ciąża jako naturalna kolej rzeczy, bez poradników o wychowaniu i telewizji śniadaniowej. Bez totalnej zmiany wartości, a jedynie z dodaniem nowych…Można tak? Niewiele później w rozmowie z przyjacielem wyznałam, że nie chcę mieć dzieci, nie tutaj, nie w kraju pełnym zakazów, pozbawionym jakiejkolwiek empatii. Spójrzcie tylko, nie można Mam jedno dziecko. Czuję się czasem w rozkroku między macierzyństwem, a jego brakiem. Bezdzietne mówią: nie narzekaj, już wiesz, co to znaczy być matką, ja nawet tego nie mam. Te, które mają duże rodziny, pytają: to kiedy drugie? Przecież masz męża. Będziesz żałować… Jesienny poranek, osiedle pod miastem. Ona Jeden: Na spacerze z psem. Ona Dwa: wychodzi z auta, z fotelika wypina kilkumiesięczne dziecko. Sąsiadkami są od kilku lat, spotykają się rzadko. Co je łączy? Ta od psa ma syna, jedynaka w wieku najstarszego dziecka wychodzącej z auta. Uff. Kiedyś, te dziewięć lat temu, snuły się wspólnie po osiedlu z wózkami, rozmawiając o szczepieniach, kupach, pieluchach, zupkach, czy bóg jeden wie o czym, bo ta od psa dawno zapomniała. Stan na dziś. Ona Dwa ma czwórkę dzieci, nie pracuje, ostatnio kupili z mężem segment. Ona Jeden została przy dziecku jednym. Rozmowa toczy się gładko, lekko, tematy niewinne. „O, jaką masz śliczną córeczkę, jak ma na imię?”, „A wy macie nowego pieska widzę”. I tak, proszę państwa, zwyczajna poranna scena mogłaby zmierzać do finału, bez żadnej myśli przewodniej. Ale nie, mowy nie ma! Ona Dwa zaczyna dopytywać: „No, a wy dlaczego drugie dziecko nie?”, „No kiedy?”, „Będziesz żałować”. Ona Jeden lawiruje. Po co lawiruje? Bóg raczy jeden wiedzieć, przecież sama nie pyta Drugiej, dlaczego tamta ma czwórkę, jak to się stało i czy często myśli, że odpoczęłaby sobie w szpitalu psychiatrycznym. Ale Ona Jeden ma szczerze tego dość. Dlatego głośno, być może w imieniu innych kobiet w podobnej sytuacji, odpowie na zadawane najczęściej pytania. Jednocześnie serdecznie prosi, by powiesić sobie to szczere wyznanie na lodówce i nie zadawać tych pytań więcej. „Nie będziesz żałować?” Ależ oczywiście, być może będę. Ale wezmę wtedy psa ze schroniska. Albo będę opiekować się dziećmi w inny sposób. „Jeszcze możecie się postarać” Ale w łóżku czy u lekarza? Nie, dziękuję. Powoli przekraczam wiek, w którym chcę się o cokolwiek starać. O dziecko również. Nie zabraniam nikomu mieć dzieci przed czterdziestką, po czterdziestce. Ja sama mam jednak inne plany na ten miły czas. „Twój syn potrzebuje rodzeństwa” A znasz mojego syna, że wiesz czego potrzebuje? Akurat on jest ostatnią osobą, która potrzebuje rodzeństwa, o czym mówi głośno. Nawet jeśli, załóżmy, nie wie, że potrzebuje rodzeństwa, ja nie jestem akurat od spełniania jego pragnień w tej materii. On potrzebuje rodzeństwa, ja nie potrzebuje dziecka. Czyja potrzeba jest ważniejsza? „Och, jak do twarzy ci z dziewczynką, widzę jak na nią patrzysz” Patrzę, bo uwielbiam dziewczynki i zawsze chciałam mieć córkę. Nie mam. Nie jedyna to rzecz, której bardzo chciałam, a nie mam. Dojrzałość uczy pokory – nie zawsze mamy to, o czym marzyliśmy. Jestem za to matką wspaniałego chłopca. „Przecież macie szczęśliwe małżeństwo“ No mamy. Ale nie zawsze mieliśmy. Szczęśliwe małżeństwo, to dla nas wolność bez pieluch, gdy mamy czas dla siebie. Chciałabym, żeby to co to w ogóle za argument, by mieć dzieci? Dla mnie tak samo absurdalny jak to, żeby zabraniać samotnym kobietom in vitro. Dzieci powinny mieć osoby, które tego pragną. „Uwierz, fajna rodzina, to dużo dzieci“ A rodzina z jedynakiem czy bez dzieci, to niefajna rodzina, tak? Rozumiem, że ktoś tak myśli. Przysięgam jednak z całego serca, można mieć jedno dziecko i mieć szczęśliwą rodzinę! Zresztą ja mam jeszcze koty i psa. Uważam więc, że jest nas piątka. Sporo, prawda?

Wydaje mi się, że skoro ani ja, ani on nie chcemy mieć więcej dzieci, to rozwiązanie powinno być oczywiste. Uważam, że mój mąż powinien zdecydować się na trwającą pół godziny procedurę, w imię niepowoływania na świat dzieci, których, jak sam twierdzi, więcej mieć nie chce. I wiem, że mam rację. Zobacz także:

Odchowałam dziecko i chcę trochę pożyć, drugiego nie będzie - mówią niektóre mamy. - Dziecko powinno mieć rodzeństwo, zrobisz mu krzywdę jeśli pozostanie jedynakiem - przekonują cię znajome matki i kobiety w rodzinie. Dlaczego wiele z nas nie chce powtórnie zostać mamą? Oto ich powody. Masz dosyć ograniczenia wolności, rezygnacji ze swoich potrzeb, ciągłych wydatków - najpierw na pieluchy, potem nianie, przedszkola i korepetycje z matematyki. - Odchowałam jedno i nie chcę mieć drugiego dziecka - oznajmiasz bliskim, ale oni nadal usiłują przekonać cię do zmiany decyzji. - Nie mogę już słuchać koleżanek, które uważają, że dziecko musi mieć rodzeństwo, bo inaczej będzie samo i nieszczęśliwe - żali się akei5 na łamach forum eMama. - Oczywiście wypowiadają się tylko osoby, które rodzeństwo mają i nie wiedzą nic o życiu jedynaka. Ja sama jestem jedynaczką i nigdy mi rodzeństwa mi nie brakowało. Zresztą posiadanie rodzeństwa wcale nie gwarantuje, że będzie się miało na przyszłość bliską osobę. Niejednokrotnie znajomi i przyjaciele są nam bliżsi i można na nich bardziej liczyć niż na brata czy siostrę - przekonuje forumowiczka. Bezmyślność i egoizm? 28-letnia Kasia z Warszawy ma trzyletniego synka Mateusza i też uważa, że zdecydowanie się na drugie lub trzecie dziecko, nie mając odpowiedniej sytuacji finansowej jest bezmyślnością i Popatrz na takie dzieci. Nigdy nie wyjeżdżają na fajne wakacje czy ferie zimowe, nie mają zapewnionych modnych rzeczy, za którymi szaleją rówieśnicy. Znam takie rodziny, które ledwo wiążą koniec z końcem, ale "drugie dziecko być musi". A przecież dziecko nie chce czuć się gorsze, zwłaszcza w szkole i chce żeby było go stać na wakacje, wyjazd czy naukę języków obcych. To bzdura, że materialne sprawy się nie liczą - tłumaczy. - Mam koleżankę, która żyje na trzydziestu kilku metrach z dwójką dzieci, teraz planuje kolejne. Kasia podobnie jak akai5 uważa, że to skrajna bezmyślność, gdy pomimo braku pieniędzy i borykania się z codziennością, uporczywe się rozmnażasz. - Potem w szkole tacy rodzice nie mają 15 zł na ćwiczenie lub 40 zł na książkę. To jest zapewnienie dziecku normalnego poziomu życia? Z jednym dzieckiem mogliby to zapewnić - uważa akei5. Rodzeństwo to przereklamowana sprawa Zdaniem 35-letniej Natalii, mamy czteroletniej Leny, stereotyp, że dziecko powinno mieć rodzeństwo, bo jedynak będzie egoistą, także należy włożyć między bajki. Wszystko zależy od wychowania. - Sama jestem jedynaczką i tylko dlatego, że rodzice kupili mi mieszkanie- nie mam kredytu na 30 lat i mogę w spokoju wychowywać córeczkę nie tyrając od rana do nocy. Gdybym miała rodzeństwo, byłoby to niemożliwe - podkreśla. Natalia mieszka na supernowoczesnym osiedlu, ma dobry samochód i pięknie urządzone duże mieszkanie. - Trzeba myśleć głową. Mówienie o tym, że dziecko później samo zostanie, jest przesadą i histeryzowaniem. Moi rodzice mają rodzeństwo, ale i tak nie mogą na nie liczyć. Największą podporą są przyjaciele - powtarza Natalia za akei5. Wiem, że chcę jedno dziecko i fajne życie Nie chcę więcej dzieci z czystego egoizmu - nie kryje 30-letnia Magda, mama pięcioletniego Szymona. - Chcę wyjechać dwa razy do roku do ciepłych krajów, zimą na narty, pokazać mojemu dziecku świat. A nie żyć od pierwszego do pierwszego tylko po to, aby dziecko miało rodzeństwo. Jedynak zapewnia komfortowe życie, łatwiej go ze sobą zabrać, nie toczy bójek z rodzeństwem, nie rywalizuje o uczucia rodziców. Zdaniem Magdy jedno dziecko nawet lepiej się rozwija, bo od dzieciństwa ma dużo uwagi i wsparcia ze strony rodziców i dziadków. - Teraz mam ciekawe i wygodne życie. Zabieramy małego na weekendy do Barcelony czy Paryża, jeździmy na nartach w Dolomitach i korzystamy z życia jednocześnie realizując się jako rodzice. Taki styl życia mi odpowiada - podkreśla. Nie radzę sobie z macierzyństwem 29-letnia Monika, mama ośmiomiesięcznej Karolinki podkreśla, że macierzyństwo ją zaskoczyło i zniewoliło. - To było oczekiwane dziecko, ale miałam bardzo długi i trudny poród. Czułam się jakby przejechał po mnie czołg. Potem wykończyła mnie ciągła dyspozycyjność dziecku i uwięzienie w domu, bo mąż ma absorbującą pracę i późno wraca do domu, poza tym często wyjeżdża. Wszystko to źle wpłynęło na moją równowagę psychiczną. Pół roku trwała moja depresja poporodowa, dopiero niedawno stanęłam na nogi dzięki wsparciu leków. Nie chcę mieć kolejnego dziecka. Nawet siłą mnie nie zaciągną na salę porodową - zapowiada. Jestem za stara na kolejne dziecko Mama dwuletniego Dominika, 38-letnia Dagmara, uważa, że jest za stara na drugie dziecko. - Synka urodziłam gdy skończyłam już 35 lat i cieszę się, że jest zdrowy. Ale nie chcę ryzykować drugiego malucha w tak późnym wieku, bo nie czuję się na siłach by znosić kolejne obawy i niepokoje związane z późną ciążą: czy będzie zdrowe czy nie? Jestem też zmęczona fizycznie opieką nad żywym dwulatkiem i nie wyobrażam sobie urodzenia kolejnego dziecka, które wymaga na początku uwagi i oddania 24 godziny na dobę. To już nie dla mnie - zwierza się Dagmara.
ShMW.
  • tgo46plhhj.pages.dev/348
  • tgo46plhhj.pages.dev/174
  • tgo46plhhj.pages.dev/34
  • tgo46plhhj.pages.dev/381
  • tgo46plhhj.pages.dev/39
  • tgo46plhhj.pages.dev/390
  • tgo46plhhj.pages.dev/233
  • tgo46plhhj.pages.dev/158
  • tgo46plhhj.pages.dev/177
  • nie chcę mieć więcej dzieci